Zamek odwiedziłam jesienią 2016 roku. Dzień był piękny i słoneczny (pamiętam dokładnie bo wcześniej byliśmy na spacerze w Nałęczowie), a w momencie kiedy dotarliśmy do zamku pogoda się zmieniła, na pogodne niebo nadciągnęły chmury i tak już zostało do końca dnia :/ A szkoda, bo miałam nadzieję na przepiękne zdjęcia.
Kiedy i po co powstał zamek w Kazimierzu? To pytania na które w zasadzie ciężko odpowiedzieć. Albo inaczej. Odpowiedź na nie zajmuje dłuższą chwilę ;) Już wyjaśniam dlaczego. Zamek składa sie z dwóch części . Zamku górnego i zamku dolnego. Na początku był stołp, czyli typowa dla tego okresu wieża ostatecznej obrony, nie mająca funkcji mieszkalnych . On sam stanowi zamek górny. Stołp wzniesiony na wysokości przeprawy przez Wisłę, tzw. Przewozu Woyszyńskiego. Wieża ta mieści się na szczycie wzniesienia, około 180 metrów od zamku dolnego (czyli tego właściwego, który wszyscy uważają za zamek) i 19 metrów nad jego poziomem. Reszta tego założenia była drewniano ziemna. Niestety do dnia dzisiejszego nie pozostały po nim widoczne ślady. Fundatorem zamku górnego był Władysław Łokietek. Nie ma zgodności co do przeznaczenia tego założenia. Przypisuje mu się rolę więzienia, latarni rzecznej, siedziby straży celnej, a nawet skarbca.
Jak widać więc "rozrzut" jest dość duży ;) Najprawdopodobniej rola budowli polegała na strzeżeniu przeprawy „woyszyńskiej” ,na Wiśle oraz na poborze ceł. Po wybudowaniu pobliskiego zamku (czyli naszego zamku dolnego), wieża raczej utraciła swoją obronną rolę. Stożkowy dach został usunięty i była wykorzystywana jako śródlądowa latarnia „morska” . Dzięki palonemu na jej szczycie ognisku ułatwiała nocną nawigację po Wiśle.
Co rozpoczął ojciec, to rozbudował syn ;) Tym sposobem przechodzimy do zamku dolnego i jego fundatora Kazimierza, zwanego Wielkim. Wbrew temu co wiele osób myśli nazwa miejscowości w której znajduje się zamek nie wzięła się od imienia jego fundatora. W czasie budowy zamku Kazimierz był juz Kazimierzem, za sprawą Księcia Kazimierza Sprawiedliwego, który podarował owe ziemie siostrom norbertankom. To one zmieniły nazwę miasteczka, które uprzednio nazywało się Wietrzna Góra.
Zamek dolny (ten właściwy), podobnie jak ten znajdujący się powyżej, zbudowany został z ogólnodostępnego w okolicy wapienia. Początkowo miał on kształt zbliżony do owalu, który był otoczony grubymi na dwa metry murami obwodowymi z blankami. Na wewnętrznym dziedzińcu prawdopodobnie znajdowały się drewniane zabudowania. Zamek w Kazimierzu miał głównie zapewniać sprawne funkcjonowanie państwa. Pełnił funkcje administracyjne (Kazimierz był ważnym miastem portowym). A nie, jak przyjmuje się w starszej literaturze , nieco iluzoryczną obronę granic. Dopiero w XV wieku ród Grotów, który zarządzał zamkiem dokonał jego rozbudowy. Dobudowane zostało min. dwukondygnacyjne skrzydło mieszkalne od strony miasta (południowej),
kwadratową ceglaną wieżę mieszkalno-obronną od strony Wisły, przylegające do niej skrzydło mieszkalne oraz suchą fosę. Ówczesny wygląd zamku opisuje inwentarz z 1509 roku. A w 1509 roku właśnie, Zygmunt I Stary nadaje prawa do zamku rodowi Firlejów. Wtedy też, za sprawą Mikołaja Firleja ma miejsce druga przebudowa. Z jego polecenia Santi Gucci oraz Piotr Likiel przebudowali zamek nadając mu styl modnego wówczas, włoskiego renesansu. Dodano wtedy min. attykę oraz nadbudowano południowe skrzydło mieszkalne od strony miasta o jedną kondygnację. Wieża kwadratowa od strony Wisły także otrzymała attykę około 1540 roku.
W roku 1655 podczas Potopu zamek został zajęty i spalony przez wojska szwedzkie, a w 1657 roku został w znacznej części zniszczony przez siedmiogrodzkie oddziały księcia Jerzego Rakoczego. Tak, tak tego samego Rakoczego, który za sprawą żony urzędował w opisywanych przeze mnie ostatnio Besiekierach. Zamek został jednak odbudowany, a podczas odbudowy uzupełniono zabudowę od strony zachodniej oraz wystawiono schody zewnętrzne na naroże dziedzińca.
W 1663 roku w Kazimierzu Dolnym wybuchł pożar. Pochłonął on większość miasta, w tym i zamek dolny. Plany odbudowy zamku powstają w XVIII wieku, za panowania Augusta II Mocnego. Niestety, albo i "stety", bo plany przewidywały odbudowę w formie pałacu, nie dochodzi do ich finalizacji. Zamek zostaje więc całkowicie opuszczony i popada w ruinę. W 1806 władze austriackie, ze względów bezpieczeństwa wysadziły grożącą zawaleniem się część murów wraz z attyką.
Dopiero w latach 1958-1960 na terenie ruin przeprowadzono badania archeologiczne. Zamek zabezpieczono w formie trwałej ruiny i udostępniono dla ruchu turystycznego. Jednak prace rewitalizacyjne rozpoczęto na zamku dopiero w 2011 roku (o ich efekcie warto przekonać się samemu, ja nie jestem ich fanką ;) ). Od 2014 roku zamek ponownie udostępniony jest zwiedzającym.
Pomimo swej długiej historii zamek w Kazimierzu Dolnym "nie dorobił się" własnego ducha :) Pobliskie ruiny w Bochotnicy i w Janowcu (oba zamki zgodnie z licznymi legendami połączone są tajemnymi korytarzami z zamkiem w Kazimierzu) mają swoje "straszydła" , a ten nie. Cisza spokój wszystko jak być powinno. Ale czy na pewno? Przetrząsając internety (bo w literaturze nic nie znalazłam) natknęłam się na poniższe podanie.
Historia ta zdarzyła się w ruinach kazimierskiego zamku późnym wieczorem. Sąsiad mojej babci, z czasów, kiedy mieszkała jeszcze na ulicy Góry Pierwsze, pan Stanisław wracał jak zwykle z domu po pracy.. Babcia często rozmawiała z nim, więc dobrze wiedziała, że w drodze powrotnej lubił on sobie zajść na zamek, najczęściej po to, aby zapalić sobie papieroska i w spokoju podziwiać piękno panoramy Kazimierza. Zazwyczaj nikogo tam nie było, lecz tego wieczoru pan Stanisław zauważył w ruinach jakąś postać. Wyglądała ona trochę dziwnie, miała czarny płaszcz i kapelusz zasłaniający twarz. Trudno było rozpoznać tego człowieka w świetle księżyca. Sąsiad mojej babci poczuł się trochę nieswojo, ale opanowując lęk, podszedł do tego człowieka i rozpoczął konwersację:
- Co pan tu robi o tak późnej porze?
- Mieszkam w okolicy i przyszedłem podziwiać z ruin piękno miasteczka - odpowiedział nieznajomy. - Zapali pan?
- Bardzo chętnie - odparł pan Stanisław, któremu właśnie przypomniało się, że po to przecież tutaj przyszedł. - i wyciągnął papierosa ze złotej papierośnicy podsuniętej mu przez nieznajomego.. Wyciągnął zapałki, podszedł do barierki zabezpieczającej i zapalił.
- Nie chciałby pan czasem ognia? -zapytał, ale nagle okazało się, że dziwny towarzysz zniknął!
- Może już sobie poszedł - pomyślał spokojnie pan Stanisław i nawet się ucieszył. Wolał swojego papierosa wypalać w ruinach sam.
Ale sensacje tamtejszego wieczoru jeszcze się nie skończyły.
Po chwili babciny sąsiad poczuł odrażający niesmak w ustach. Zdziwiony splunął, szybko wykaszlał dym z płuc, zagasił na murze papierosa i niezwłocznie sprawdził zawartość owego skręta. Księżyc akurat wysunął się zza chmur i przyświecał tej operacji, tak więc łatwo można było stwierdzić, że w środku zamiast tytoniu znajduję się koński nawóz! Pan Stanisław odrzucił resztki papierosa i przestraszony wybiegł z ruin zamku. Od tamtej pory nie zachodził już po zmierzchu na zamek, a uroki Kazimierza podziwiał jedynie z rynku.
Zamek na mapie kliknij: TU
Strona www zamku kliknij: TU
Zamek na Facebooku kliknij: TU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz