niedziela, 28 października 2018

Jak Feniks z popiołów! Bobolice - perła Jury, czy kiczowaty zamek z bajki?

Bobolice... Przyznam szczerze, że ten zamek, od dawna budził we mnie mieszane uczucia. Dobrze, nawet nie mieszane. Uważałam go za "zamek z bajki" oraz "samozwańcze dzieło pana architekta".
Kiczowaty, brzydki, bez sensu, to główne przymioty jakie przychodziły mi na myśl kiedy o nim mówiono czy oglądałam go na zdjęciach. Jak planowałam wycieczkę na Jurę, to tak naprawdę nawet nie chciałam go zwiedzać. Był tak przy okazji. Bo skoro już tam jestem, i skoro i tak chcę zobaczyć Mirów... No dobra to i te Bobolice zaliczę. Zdanie o zamku zmieniłam.  I to o 180 stopni!
Ale od początku. tego dnia najpierw w planie było Morsko, później Mirów (oba oczywiście też opisze na blogu) i dopiero Bobolice. Ja, człek "ruinolubny", po obejrzeniu cudnego Mirowa (brata bliźniaka Bobolic), trafiam do "zamku z bajki" w Bobolicach. Jak się domyślacie moje pierwsze wrażenie zbyt fajne nie było. Najpierw zamek spodobał się mojej córce "mamusia, ziaaaaamek!".
Hmm...  I tu do mnie zaczęło powoli dochodzić... Przecież nie każdy jest w stanie, na podstawie ruin, zrekonstruować wizualnie obiekt, nawet w wyobraźni. Mamy wiele zamków w ruinie, ale czy zwykły "zwiedzacz" wie coś więcej na temat budowy zamkowych założeń? Ba! Czy potrafi odróżnić zamek od pałacu? O zgrozo są tacy, którzy myślą, ze np. taki Grodziec  czy chociażby Rabsztyn to tak jak wygląda teraz wyglądał 500 lat temu. Kurcze... takie odbudowy jak w Bobolicach są potrzebne! Nie, nie wszystkich ruin.  Ale jeden taki na Jurze jest oki. Fajnie, że można wejść, zobaczyć i poczuć klimat. Tak, wiem ten  zamek wcale nie musiał wyglądać tak, jak wygląda teraz. Jedno jest pewne. Bobolice zostały odbudowane od samych fundamentów przez obecnych właścicieli.
Rekonstrukcja utrzymana jest mocno w klimacie jego lat świetności. Wykonana jest drobiazgowo i starannie i tego nikt nie może mu odebrać.
To teraz czas na parę słów o historii zamku.

Według legend oraz opowieści przekazywanych od wieków przez miejscowa ludność, na początku był Bobol. Rycerz z załogi księcia Bolesława Krzywoustego. Ponoć okolica była jego własnością i to on wybudował tu pierwszy zamek w XII wieku. Jeszcze inni mówią, że były tu najpierw warownie, drewniane. I  zamieszkiwali  je rycerze. Wszak po sąsiedzku  przebiegały szlaki handlowe i wielu zamożnych kupców było dla nich wyśmienitym celem. Jedno jest pewne. Właściwy zamek ufundował  Kazimierz Wielki, jako jeden z zamków w systemie Orlich Gniazd. Miał broić pogranicza Polsko, Śląsko, Czeskiego. Zamek powstał w latach 1350-1352. Po śmierci Kazimierza Wielkiego, w 1370 roku, na tron wstąpił Ludwig Andegaweński. Ponieważ nie miał on synów, a dwie córki (i nie zanosiło się na zmiany), szukał więc sprzymierzeńców do swojej polityki dynastycznej. Zamek przekazał w ręce Władysława Opolczyka  (wraz z ziemią wieluńską). I tak jak pisałam przy okazji omawiania zamku w Olsztynie koło Częstochowy (TU), lennik okazał się jednak nie do końca uczciwym
człowiekiem  , nie stronił od grabieży, a co gorsza sprzymierzył się z Krzyżakami i knował przeciwko Polsce. Opolczyk przekazuje zamek w ręce Andrzeja Schoeny z Barlabas. Ten uczynił z zamku siedzibę okolicznych zbójników. Zdecydowanie nie spodobało się to (no dobra to było tylko pretekstem) Władysławowi Jagielle (który z Opolczykiem już od kilku lat toczył woje). Zamkiem co prawda nadal władać Schoena, ale był on oficjalnie częścią dóbr królewskich.  Po jego śmierci zamkiem otrzymała jego córka Anna. Ciekawa sytuacja miała miejsce po śmierci Anny.  Z zamkiem stało się coś podobnego co z Krzemieńcem, pierwowzorem zamku z Zemsty (opisałam go TU). Zamek został podzielony między Stanisława Szafrańca, syna Anny z pierwszego małżeństwa oraz jej drugiego męża  Mściwoja z Wierzchowiska. Na zamku powstały jakieś zapory (mur graniczny ;)  ). W 1441 syn Mściwoja, Andrzej z pomocą szlachty i innych sojuszników "wyłamał, rabując bydło i zboże" z części przynależnej przyrodniemu bratu. Całość zamek stworzył ponownie 4 lata po tym incydencie. Kiedy to Piotr Szafraniec wykupił drogą połowę zamku (wraz z przynależnymi dobrami). Chyba nikogo nie zdziwi jak powiem, ze zamek zaczął popadać w ruinę po "potopie szwedzkim" . W XVIII w. zamek był tylko częściowo zamieszkały. Spis inwentarza zamku z 1700 roku pokazuje jego zły stan. Pomimo prób ratowania zamku popadał on w coraz większą ruinę. W XIX wieku w podziemiach zamku znaleziono skarb.
Właściwie jego część, gdyż przypuszcza się, że reszta wciąż spoczywa w tunelu łączącym Bobolice z Mirowem (ile prawdy jest w tej historii chyba nikt do końca nie wie). Jak dotąd tunelu nie udało się nikomu odnaleźć, zamki na pewno kryją jednak jeszcze niejedną tajemnicę. Poszukiwacze skarbów dopełnili reszty zniszczenia. Po drugiej wojnie światowej mury zamku zostały częściowo rozebrane i posłużyły do budowy drogi łączącej Bobolice z Mirowem.   Jak wygląda sytuacja zamku teraz? Musimy się cofnąć na chwilę do roku 1882. Wtedy to ziemię, na której stała niegdysiejsza twierdza, w wyniku parcelacji otrzymała miejscowa chłopska rodzina Baryłów. Ich spadkobiercy po długich sporach sądowych w 1999 odsprzedali ruinę byłemu senatorowi RP Jarosławowi Laseckiemu, który podjął się pełnej jej rekonstrukcji. Rekonstrukcja odbyła się na całkowity koszt właściciela zamku. Rodzina Laseckich jest obecnie właścicielem bliźniaczego Mirowa, który również ma być częściowo rekonstruowany.
Z zamkiem związana jest legenda. Mówi o dwóch braciach, z których jeden władał zamkiem w Bobolicach a drugi w Mirowie. Pewnego razu przybył posłaniec królewski i wezwał władcę Bobolic do wzięcia udziału w wojnie na Rusi. Drugi brat postanowił o chlebie i wodzie oczekiwać na powrót brata. Ten wrócił ze skarbami i piękną dziewczyną w której zakochał się i pan Mirowa. Skarbami się podzielili a o tym kto poślubi dziewczynę miało zadecydować ciągnięcie losu. Wygrał brat z Bobolic. Od tej pory braterska miłość się skończyła. Pan Mirowa nie dawał za wygraną, tym bardziej że dziewczyna pokochała właśnie jego. Gdy władca Bobolic opuszczał zamek, jego żona i brat spotykali się w podziemiach łączących oba zamki. Gdy rzecz się wydała, pan Bobolic zabił brata a żonę zamurował w lochach. Do tej pory jej duch snuje się po obu zamkach.

Rekonstrukcja zamku może się podobać lub nie. Ale to miejsce KONIECZNIE trzeba zobaczyć!
Dla mnie to obecnie taka perełka, wisienka na torcie, miejsce unikalne i wyjątkowe.

Zamek na mapie kliknij: TU
Strona www zamku kliknij: TU
Zamek Bobolice na FB kliknij: TU

sobota, 20 października 2018

Bydlin - zamek, kościół i zbór ariański w jednym!

Wracamy na "Szlak Orlich Gniazd". Dziś będzie o zamku trochę omijanym, niedocenianym i zapomnianym. Poniekąd pewnie dlatego, że zostały z niego niewielkie ruiny. W porównaniu do Ogrodzieńca, Olsztyna, Bobolic czy nawet Rabsztyna nie bardzo jest tu co oglądać. Nie, nie dlatego, że ruiny są brzydkie czy są reliktami ledwo wystającymi z ziemi jak w Ostrężniku. Ten obiekt jest stosunkowo mały, a dodatkowo "w sezonie" baaaardzo zarośnięty przeróżnymi "krzaczorami". Nie wiem jak wygląda w innych porach roku. Jednak patrząc przez pryzmat doświadczeń mniemam, że wczesną wiosna lub późną jesienią można ten obiekt obejrzeć dokładniej. Dlatego mam niecny plan jeszcze tam wrócić :) Jeśli chodzi o mnie, to mi się ten obiekt podoba. Będąc w tych okolicach warto tam zajrzeć, tym bardziej, że nie powinno nam to zająć więcej niż 30-40 minut.
Co wiemy o zamku w Bydlinie? Wiemy dużo i niedużo zarazem. Pierwsze wzmianki o samej wiosce leżącej nad rzeką Soczewnicą pochodzą już z roku 1120. Już w 1388 Bydlin uzyskał prawa miejskie. Wspomina o tym w swojej kronice Jan Długosz. Prawa  te zostały utracone w 1530 roku. Niestety nie zachowały się żadne dokumenty mówiące dlaczego tak się stało. Być może lokacja nie powiodła się i dlatego ośrodek ten utracił na znaczeniu. Jeśli chodzi o sam zamek wiemy naprawdę niewiele. Pierwsze pisemne wzmianki na temat tego obiektu pochodzą dopiero z końca XIV wieku . Tak naprawdę nie znamy nawet roku rozpoczęcia jego budowy. Teorii jest kilka. Są tacy, którzy twierdzą, że zamkiem nigdy nie był, a od samego powstania pełnił funkcje sakralne. Jako kościół warowny, ale jednak kościół. Jednak bardziej prawdopodobnym jest, że był typową strażnicą. Jego pierwszymi właścicielami byli ponoć nieślubni synowie Kazimierza Wielkiego (ślubnych jak wiemy nie posiadał) Jan, Niemierza i Pełka. Jako właścicielkę wymienia się również kobietę o imieniu Cudka. Mężczyźni byli ponoć bratankami Niemierzy herbu Śmiara, któremu czasami przypisuje się fundację murowanego założenia.  Wiemy też, że obiekt ten istniał na pewno przez rokiem 1370, czyli przed rokiem śmierci Kazimierza Wielkiego. Po pierwsze dlatego, że podczas  prac archeologicznych na jego terenie odnaleziono między innymi odnaleziono denar króla Ludwika Węgierskiego, pochodzący z 1370 roku. Dodatkowo sama polityka wspomnianego wcześniej Kazimierza Wielkiego, zakładała budowle strażnic mających zabezpieczać granicę oraz chronić szlaku handlowego prowadzącego z Lwowa i Kijowa, przez Kraków, do Wrocławia.
Jak wyglądał zamek?  Początkowo była to wieża obronna (donżon). Miała ona co najmniej trzy kondygnacje. Wejście do obiektu znajdowało się na wysokości około 2,5 metra. Prawdopodobnie do jego środka prowadził drewniany ganek. Budowla zwieńczona była dwuspadowym dachem krytym gontem, ze szczytami w krótszych ścianach. Później zamek otoczono murem obwodowym. Znajdowała się w nim wieża bramna. Na powstałym dziedzińcu, znajdowały się prawdopodobnie drewniane budynki gospodarcze.  Zewnętrzne mury zamku z trzech stron otaczała fosa i kamienno- ziemny wał. Od strony północnej chroniły go stroma skarpa i bagna. Funkcje obronne zamek pełnił przez około 200 lat. W tym czasie często zmieniał właścicieli. Różne opracowania wyliczają ich nawet, w tym czasie, dwudziestu. W XVI wieku właścicielami zamku stli się Bonerowie. To oni przebudowali go na kościół. Dlaczego? Ano dlatego, że w owym czasie rozpadł się (ze starości) miejscowy, drewniany kościół i trzeba było zastąpić go inna budowlą. Świątynia ochrzczona została imieniem świętego krzyża . Jednak parafianie nie do końca zadowoleni byli z tego faktu. Zamiast uczęszczać do nowego kościoła, wybudowali niewielką kaplicę w miejscu starego. Około 1570 roku, budowla, jak i cały Bydlin przeszła w ręce Firlejów. Jan Firlej herbu Lewart, marszałek wielki koronny, wojewoda krakowski, lubelski i bełski, sekretarz królewski, starosta rohatyński, był tez zaangażowanym
działaczem reformacji. Był jednym z najwybitniejszych propagatorów protestantyzmu w Rzeczypospolitej. Po 1550 przeszedł najpierw na luteranizm, później był wyznawcą kalwinizmu. Był zwolennikiem porozumienia się kalwinów z arianami (braćmi polskim). W jego domu w Piotrkowie 22 marca 1565 miała miejsce dysputa teologiczna o dogmacie o Trójcy Świętej, którego arianie jednak nie uznali. Od tego momentu datuje się narastający konflikt kalwińsko-ariański. Firlej w swoich dobrach wprowadził protestantyzm we wszystkich kościołach. Bydlin nie pozostał wyjątkiem. Kościół został zamieniony na zbór protestancki i stał się jedną z głównych siedzib arian w tym rejonie Polski. Po śmierci Jana w 1574 roku, Bydlin odziedziczył jego syn, Mikołaj. Ten jednak, w odróżnieniu do ojca, nie popierał nowinek religijnych. Został wychowany przez matkę, Zofię z Bonerów, w wierze katolickiej. Dlatego w 1594 roku przywrócił funkcjonalność świątyni utrzymując jej wezwanie- Świętego Krzyża. Na polecenie Mikołaja rozebrano również mur obwdowy i wieżę bramną. Budowla utraciła swój militarny charakter. Od tego czasu wzgórze, na jakim wznosiła się dawna warownia określano mianem Wzgórza Świętego Krzyża.
I na tym kończy się ta "miła" częśc ciekawej  historii. W kolejne lata dla zamku-kościoła nie były łaskawe. W 1655 roku Szwedzi spalili kościół. Zapiski parafialne mówią, że stacjonował tu król Jan III Sobieski podczas wyprawy na odsiecz Wiednia w 1683 roku. W pierwszej połowie XVIII stulecia obiekt przeszedł w ręce rodziny Mycielskich, którzy próbowali go odbudować. Jednak niebawem opuścili swą siedzibę, pozostawiając ją samemu sobie. Ostatnia znana, a wzmianka o zamku- kościele, pochodzi z 1800 roku i jest anonimowa.  W swej notatce czytamy o istniejącej na wzgórzu "starożytnej świątyni" wyposażonej w wysoką wieżę, górującą nad okolicą.  Ruiny te zostały powoli
rozbierane. Uzyskany w ten sposób kamień wapienny wykorzystywany był jako budulec okolicznych gospodarstw i dróg. W drugiej połowie XIX stulecia na zboczach zamkowego wzgórza utworzono kopalnię galeny. Ostatnią znaną właścicielką zamku była Wanda Kowalska z domu Mędrek. W  1939 roku Kobieta sprzedała wzgórze wraz z ruiną zamku roku Państwu Polskiemu. Wykup powodowany był  staraniami miejscowej ludności i władz, aby utworzyć tam Miejsce Pamięci Narodowej mające upamiętnić  bitwę oddziałów legionowych Piłsudskiego z Rosjanami, która miała miejsce w 1914 roku (na terenie wzgórza pozostały po niej wykute w skale okopy).
W 2009 r. zawalił się południowy mur budynku mieszkalnego. W 2012 r. przeprowadzono prace remontowe.   

Bydlin na mapie kliknij: TU

piątek, 12 października 2018

Historia Łeby i zamek w Nowęcinie!

Dlaczego Łeba? Hmm... Znam to miejsce od dzieciństwa. Już jako mały berbeć spędzałam tam wakacje z rodzicami. Później były kolonie w pobliskim Nowęcinie. Dyskoteki w zamku. Wtedy jeszcze nie interesowałam się ani zamkami, ani historią. Liczyły się dla mnie, jak dla wielu dzieci, super wakacje nad morzem. Kiedy byłam już nieco starsza sama wybierałam to miejsce na urlop i wakacje z przyjaciółmi. Pamiętam też jak pierwszy raz ktoś, z resztą ktoś dla mnie wyjątkowy, pokazał mi ruiny (oj tak to słowo na wyrost!), a właściwie jedyny ocalały fragment ściany kościoła pod wezwaniem świętego Mikołaja. Wtedy już historia bardzo mnie interesowała. Wiedziała, że muszę dowiedzieć się o tym czegoś więcej. I tak na nowo zakochałam się w Łebie i jej okolicach - tym razem jednak w jej historii. Miejsce to odwiedzam do dziś. Teraz już ze swoją córką. Właśnie wróciłyśmy z ostatniego w tym roku, letniego wyjazdu właśnie w te okolice. Zmotywowało mnie to więc do stworzenia wpisu o Starej Łebie, a właściwie o Łeboujściu, o dworze obronnym po którym nie ma już śladu, o wsi Neuhof, o państwie Krzyżackim, i o rodzie Weiherów, którzy rządzili w tych okolicach. Ufff... trochę tego jest, a i tak zastanawiam się czy zamieściłam już wszystko o czym chcę tu napisać ;)
Zanim jeszcze świat usłyszał o Łebie i Lęborku, na terenach o których będę dziś pisać ważnym ośrodkiem była Białogarda. Istniało tam grodzisko, które archeolodzy datują na początek X wieku. Za panowania księcia gdańskiego Mściwoja I w początkach XII wieku, Białogarda stanowiła nawet stolicę osobnego organizmu administracyjnego w północnej części Pomorza Gdańskiego, zwanego dzielnicą białogardzką. Utrata znaczenia tej osady nastąpiła wraz z opanowaniem Pomorza Gdańskiego przez Zakon Krzyżacki. Ostatni rezydent na tych terenach książę Przybysław  zmarł w 1315 roku. A ponieważ za swych rządów skłócił się z Zakonem, to i Zakon po jego śmierci postanowił, że pozostawienie w Białogardzie ważnego ośrodka nie będzie dobrym rozwiązaniem. To oni, a nie Książęta Pomorscy byli teraz "panami" ma tej ziemi.
Jeśli nie Białogarda to co? Ano Łeba. Nie do końca jasne są jednak  jej początki. Jedno jest pewne, pierwotnie Łeba była usytuowana około  1,5 km na północny zachód od obecnego centrum, na prawym brzegu rzeki Łeby. Jednak nie do końca wiadomo, czy osada ta powstała na tzw. "surowym korzeniu" - czyli została założona od zera, z czy może jej podwaliny stanowiła wieś Koszczewczyn. Wiemy za to, że 8 lipca 1357 r., w sobotę przed  św. Małgorzatą, gdański komtur krzyżacki Wilhelm von Balderheim nadał nowo lokowanemu miastu prawa miejskie, nadając mu nazwę Lebamunde czyli Łeboujście. Uroczystość nadania praw miejskich odbyła się w Lęborku przy udziale świadków, którymi byli burmistrz Lęborka Schatting, sędzia ziemski von Malltzitze oraz dwaj gdańscy zakonnicy.
Co jeszcze wiemy o Łeboujściu? A wiemy na przykład, że trzy lata po nadaniu jej praw miejskich rozpoczęto budowę kościoła (pod wezwaniem świętego Mikołaja). Jego fundatorem był oczywiście Zakon Krzyżacki. Budowę ukończono w 1362 roku. Do budowy kościoła zostały użyte cegły o wymiarach 8 x 13 x 28 cm.
Ciekawostką jest to, że  Lebamunde lokowane było na prawie lubeckim. Tylko około 140 miast w Polsce zakładane było na takiej lokacji. W odróżnieniu od prawa magdeburskiego gdzie centrum stanowi rynek, " centrum" Łeby stanowiła, długa reprezentacyjna ulica.  Najstarsze, zachowane w piśmiennictwie prawo miejskie Łeby, powstało prawdopodobnie w roku 1377 i dokładnie po stu latach zostało uzupełnione. Pierwszym sołtysem Łeby został Hinrich Fleminck. Tak, tak sołtysem. Nie burmistrzem, chociaż Lebamunde było przecież miastem. A to dlatego, że w średniowieczu włodarzami nowo lokowanych miast byli zwykle sołtysi (określano to w dokumencie lokacyjnym). Dopiero po jakimś czasie, zwykle kilkudziesięciu latach można było ocenić czy lokacja się powiodła. Jeśli tak, sołtysa  zastępowano wójtem. Pierwsza wzmianka o burmistrzu Łeby pochodzi z dopiero z 1483 roku.  Jest on wymieniony z  funkcji oraz imienia i nazwiska (Martin Klinkebeil).
Ale do celu. Miało być o dworze obronnym. Historia dworu nierozerwalnie zwiazana jest z przybyciem do Starej Łeby Wejherów.W 1373 roku to oni otrzymali dziedziczny urząd sołtysa. Dokument ten wystawił sam Wielki Mistrz Krzyżacki, Winrych von Kniprode.  Wejherowie już w I połowie XVw  wznieśli  murowany z kamienia i cegły dwór obronny. Prawdopodobnie składał się on z budynku mieszkalnego i gospodarczego. Całość otoczona była murem i fosą. Nazywany był ,,Burg”, czyli zamek. Nie wiadomo gdzie dokładnie stał. Willi Gillmann w ,,Chronik der Stadt Leba” (1998) zamieścił mapę, która sugeruje umiejscowienie zamku w rejonie ulicy Turystycznej. Jednak obecnie nie jesteśmy w stanie potwierdzić tego w 100%. I tak sobie trwała łebska sielanka... Miasto Lebamunde rozwijało się, wszystko szło w dobrym kierunku. Aż do 15 września 1497 roku. Wtedy to szalejący sztorm poważnie uszkodził "Burg" Wejherów. Chociaż nie była to jeszcze katastrofa, która zmusiła mieszkańców Starej Łeby do opuszczenia miasta, bo ta wydarzyła się dopiero w 1558 (i 1570) roku, to już wtedy Klaus Wejher zbudował nową siedzibę w bezpieczniejszym  miejscu.  Zamek powstał na południowo-zachodnim brzegu jeziora Sarbsko. Został nazwany Neuhof czyli na zasadzie w przeciwieństwa do "starego" zamku w Łebie. I tu właśnie po tak długim wstępie, chyba najdłuższym w historii mojego bloga, przechodzimy do tematu właściwego czyli właśnie zamku w Nowęcinie.
Chociaż do chwili obecnej zameczek zachowany jest w bardzo dobrym stanie, jest to forma jaką otrzymał po wielu przebudowach. Dziś wiemy jedynie jak zamek wyglądał w swojej pierwotnej formie (był to zamek z dwoma prostopadłymi skrzydłami bocznymi, z frontem zwróconym na południe, otoczony wałem i fosami. Przy wschodnim skrzydle, dobudowano, lub też była tam kaplica - info ze strony zamku )i jak wygląda obecnie, czyli po remoncie z 1909 roku. Wiemy, ze Wejherowie byli jego właścicielami do 1781 roku, czyli ponad 200 lat. Później zamek dosyć często zmieniał właścicieli. Cytując informacje ze strony zamku:  Od 1902 roku jako właściciela wymienia się Leona Ritzke z Werbelowa. Z tego okresu znany jest fragmentaryczny opis pałacu przedstawiony przez Lamckego. Autor mówi, że zachowało się pomieszczenie dawnej kaplicy wbudowanej w obecny pałac wraz ze starą nazwą Jeruzalem". Ta część budynku, usadowiona jest na wysklepionych piwnicach, nad którymi znajdują się mocne mury z dwoma niszami zwieńczonymi łukiem półpełnym. Na zewnątrz są ściany wzmocnione potężnymi skarpami, rozczłonkowane ostrołukowym oknami. Ten jednokondygnacyjny budynek z prostokątnymi ryzalitami wieńczy stary gzyms okapowy. Wewnątrz sklepienie kolebkowe z lunetami i ostrymi żebrami. W przedsionku - gładka kolebka. Pomieszczenie to w czasach współczesnych H. Lenckemu służyło jako jadalnia. Niegdyś ściany pokryte były cytatami z biblii.
Znamy również historię Ernesta Wejhera, syna Klausa, który walczył w wojnie polsko-pruskiej. Kiedy został zraniony, wierny giermek przywiózł go niezwłocznie do zameczku w Nowęcinie. Ernest w dowód wdzięczności za ocalenie życia wyrył własnoręcznie napis w dawnej kaplicy wbudowanej w obecny pałac. Napis widoczny jest z recepcji i zachował się w takiej formie:
G.W.M.U.I.T.G
1.5.6.7.
E.W.A.U.M.
Pierwsze litery słów tworzą sentencję:
"GOT WAR MIT UNS IN TODES GEFAHR
ER WIRKT AN UNS MACHTIGLICH"
co znaczy:
"Bóg był z nami w śmiertelnym niebezpieczeństwie, działa na nas wzmacniająco."
Zamek w Nowęcinie, jak każdy porządny zamek, ma tez swojego ducha. To Maria z domu Ostrecht, wdowa po Ludwiku Strautsie, jednego z właścicieli zamku. Po śmierci Ludwika, Maria nie potrafiła na nowo ułożyć sobie życia, podupadła na zdrowiu, mało jadała, w konsekwencji postradała zmysły. Chodziła godzinami po zameczku nawołując męża i szukając go po wszystkich komnatach. Po niedługim czasie umarła. Legenda głosi, iż duch Marii nadal krąży po zameczku szukając rozpaczliwie swojego męża, a na korytarzach dają się słyszeć szlochania i ciche odgłosy kroków.

Tak jak pisałam na początku, pamiętam jeszcze dyskoteki na zamku w Nowęcinie. Wstyd się przyznać- ale było to jakieś 25 lat temu... Teraz od dawna nie widzę już aby zamek był otwarty. Ostatnio co roku "odbijam się" od zamkniętej bramy. Może to dlatego, ze jest zwykle "po sezonie". Sam zamek nie wygląda na opuszczony. Za to pozostałości fosy, czy pałacowego parku... Hmm... Chyba przydałaby się im lekka konserwacja ;)
W każdym razie będąc w Łebie warto zwrócić uwagę na cos więcej niż tylko plaża i morze. To miejsce z niesamowitą historią.

Strona www zamku kliknij:  TU
Zamek na mapie kliknij: TU