środa, 21 listopada 2018

Zamek Boldogkő, czyli mój pierwszy węgierski zamek!


To dziś parę słów o pierwszym z węgierskich zamków jakie chciałam opisać. Zamek Boldogkő. Zanim jeszcze przejdę do samego zamku, zdecydowanie muszę wspomnieć o pewnej, bardzo ważnej moim zdaniem sprawie. Podejście Węgrów do zabytków. Jestem pod przeogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób dba się tu o ruiny zamków. W jaki sposób są udostępnione do zwiedzania. I nawet tego jak świetnie zorganizowane jest całe "zaplecze zamkowe". Widać, ze obiekty zarabiają na siebie. Nie, nie tylko przez sprzedaż biletów wstępu. Bardzo fajne są sklepy z pamiątkami i punkty gastronomiczne. Ceny są przystępne, co zachęca do robienia zakupów. A do tego wszystko to "podane" jest w ładnej, niekiczowatej formie. Oczywiście pisze to na podstawie zamków, które odwiedziłam. Być może miałam szczęście i akurat trafiałam na takie... Jednak mam wrażenie, że inne węgierskie obiekty, też nie odstają pod tym względem. Mogę obiecać jedno, na pewno to sprawdzę, bo na Węgry jeszcze się wybieram.
Ale do celu. Zamek Boldogkő, to pierwszy węgierski zamek jaki odwiedziłam. Widać go z daleka. Znajduje się na wzgórzu (245 m n.p.m.), a właściwie na szczycie wygasłego wulkanu . Tak, tak, tak jak na przykład Grodziec TU . Jest też częścią Obszaru Chronionego Krajobrazu Zemplen. Więc już samo jego położenie zachęca do odwiedzin. Już z daleka wydaje się imponujący. Kiedy się do niego zbliża wrażenie to tylko się nasila. W czasach swej młodości i świetności musiał wydawać się twierdza nie do zdobycia. Dokładne początki zamku nikną w mrokach historii. Wiemy na pewno, ze zaczęło się od wieży (Ci którzy choć troszkę interesują się tematem wiedzą, ze akurat to, to nic niezwykłego). Początki budowli sięgają XIII wieku. Wtedy to, po inwazji mongolskiej,  ród rycerski (najprawdopodobniej Tomajów) wzniósł właśnie donżon, czyli ufortyfikowaną wieżę mieszkalną. Zamek po raz pierwszy wymieniony jest z nazwy w 1282 roku, jako Castrum Boldua. Od 1300 roku zamek należał do rodu Abów.  Tych zaś w 1312 roku pokonał
król Karol Robert Andegeweński . Władca skonfiskował ich dobra. Był wśród nich również zamek, który przekazał go potem Drugethom - zaufanemu rodowi francusko-włoskiemu. To oni prawdopodobnie rozbudowali niewielką dotąd warownię o skrzydło pałacowe i budynki na zamku górnym. I tak aż do końca XV wieku zamek był wielokrotnie przekazywany przez królów węgierskich różnym rodom rycerskim. Dokonano kolejnych rozbudów, powstał m.in. zamek dolny z wieżą bramną. Natomiast w XVI wieku warownia stała się przedmiotem walk o koronę między Janem Zapolyą a Ferdynamndem I Habsburgiem. Brała czynny udział w walkach. Kilkukrotnie była  oblegana i zdobywana przez którąś ze stron. W XVII stuleciu stała się własnością rodu Bebeków, którzy... podrabiali tu monety. Tak, tak! Głośno było o tym nawet na ziemiach Polskich. Szlachta się skarżyła na ten niecny proceder. I nie jest to żaden domysł czy bajka, ponieważ piec do wytapiania tychże monet znaleziono podczas prac archeologicznych. Podczas walk z Turkami w XVII twierdza była bezpieczna z powodu
peryferyjnego położenia, stała się więc siedzibą dowódców wojsk antytureckich. Zamek był ponownie kilkakrotnie oblegany w czasie tzw. buntu kuruców, ale powstańcom antyhabsburgskim nie udawało się go zdobyć. Zajęli go dopiero w 1678 roku. Po tym jak cesarz nakazał zniszczyć okoliczne zamki, aby nie mogły być wykorzystane przeciw niemu. Całe szczęście zamek Boldogkő nie ucierpiał jednak zanadto. Został jednym z ośrodków powstania antyhabsburgsiego. Co ciekawe cesarz odzyskał go w 1685 roku bez użycia siły. Zadziało się to pod nieobecność dowódcy powstańców. Niestety już w 1701 roku, na rozkaz Habsburga, wysadzono w powietrze wieże, część pałacu i
mury obronne. Od tego czasu zamek pozostaje w ruinie. Pełnił jeszcze różne funkcje. Na przykład przejęli go jezuici i traktowali jako spichlerz na zboże. Pod koniec XIX w. właścicielem była rodzina Pechy, która wykonała prace remontowe, które (jak to zwykle niestety bywa) nieodwracalnie zatarły niektóre gotyckie elementy zamku. Prace konserwatorskie przeprowadzono w latach 60-tych XX w. oraz w 2002 r. Dzięki nim zamek został przystosowany do obsługi ruchu turystycznego. W 2009 r. wykonano kolejne prace restauracyjne, odtworzono m.in. dawny młyn. To naprawdę piękne miejsce, które trzeba odwiedzić!

Zamek ma tez swoja legendę :) Według popularnej legendy po bitwie na równinie Mohi w 1241 roku Król Béla IV musiał uciekać przed Tatarami. Podczas ucieczki dostał się do wioski Aszaló, gdzie znalazł tylko jedną osobę, człowiek ten nazywał się Bodó. Był on biedakiem, ale znał osobiście króla, ponieważ często przywoził suszone owoce do ówczesnej stolicy Węgier – Budy. Kiedy zdał sobie sprawę, że król ucieka przed Tatarami postanowił go ukryć. Dał mu ubrania wieśniaka i zabrał go do piwnic. Po dwóch dniach Tatarzy przybyli do Aszaló, Bodó udawał wtedy, że jest głuchy. Przywódca Tatarów zadawał mu pytania, a on odpowiadał mu mówiąc nieistotne rzeczy, aż w końcu znudzeni Tatarzy zostawili go samego. Król podziękował Bodó, wziął od niego konia i kontynuował podróż. W późniejszym czasie Bodó znów wyruszył do stolicy i zabrał suszone owoce na 7 powozach ze swoimi 7 córkami. Król był bardzo wdzięczny za uratowanie i poprosił Bodó, aby zbudował w pobliżu miejsca, gdzie udzielił mu schronienia zamek, który da mu we władanie. Król nakazał zrobić to w ciągu 5 lat. Wszystkie córki, aby pomóc ojcu, wyszły za mąż za mężczyzn, którzy pomogli im w budowie zamku. Mimo dużego zaangażowania i pomocy córek Bodó  nie mógł dokończyć zamku i poprosił króla o zgodę na przedłużenie budowy o 2 lata. Zamek udało się ostatecznie skończyć po 7 latach, a pierwszą jego nazwą było „Bodóko”. Później na polecenie króla Béli zorganizowane zostały ceremonie ślubne wszystkich 7 córek jego wybawcy. Po ceremonii król nakazał zmienić nazwę zamku na „Boldogkő” (Szczęśliwy kamień), dla uczczenia mieszkających w nim 7 pięknych i szczęśliwych dziewcząt, które pomogły ojcu w budowie.
Zamek na mapie kliknij: TU








wtorek, 20 listopada 2018

Fortalicjum Bancowecz, czyli zamek Bąkowiec w Morsku.

Pisząc o zamku Bąkowiec w Morsku, aż się prosi aby znowu wspomnieć o Bobolicach. Czasem zastanawiam się,  czy Ci którzy tak bardzo potępiają "odbudowę" Boblic  widzieli kiedyś Bąkowiec. No przecież musieli widzieć. I o ile przy Bobolicach ciągle słyszymy spór o odcień kamienia (serio...?), dach, czy w końcu o to czy wieża bramna była zadaszona czy też nie, to o tym jaką krzywdę zrobiono temu obiektowi nikt nie wspomina ani słowem. Na grupach zamkowych jest cisza. A dlaczego, czy zamek w Morsku jest gorszy?  Gorszy n
ie jest na pewno.  Mało tego, jak na swoje czasy był obiektem bardzo nowoczesnym (o tym też zaraz opowiem). Teraz jest ruiną często pomijaną i niedocenianą. A trwający na nim remont (przynajmniej formalnie) nie pomaga mu się wyrwać z mroku zapomnienia. Postaram się więc opowiedzieć  dziś  jego historię. Może uda mi się nim kogoś zainteresować.
Gdyby to tylko było takie proste...
Generalnie pierwsza, pisemna wzmianka o samym zamku pochodzi z 1390 roku. Co było wcześniej nie do końca wiemy...  Tak naprawdę nie wiadomo nawet kto był jego fundatorem.  Hipotezy są trzy. Jedna - taka typowa dla Jury - to to, że to Kazimierz wielki ufundował nie tyle zamek, co strażnicę, która później została rozbudowana.  Druga teoria powstanie zamku przypisuje Toporczykom (jednemu z najstarszych i najważniejszych rodów Polski, wywodzącemu się jeszcze od książęcej linii Wiślan), a właściwie od Morskim herbu Topór (tak, tak to też przodkowie np. Ossolińskich,  Tęczyńskich i Balickich). I trzecia, ostatnia teoria mówi o fundatorstwie Władysława Opolczyka, który przecież władał tymi terenami w latach 1370-1391 (ale ta teoria chyba jest najmniej prawdopodobna - Opolczyk właśnie być może rozbudował strażnicę ). Jak było naprawdę -może kiedyś się dowiemy, a może na zawsze pozostanie to w mrokach historii. Może łatwiej będzie powiedzieć co wiemy. Ano wiemy (na podstawie badań), że przed warownią murowaną, na jej miejscu stała jakaś warownia drewniana. Wiemy też, że w 1327 roku król Władysław Łokietek nadał wieś  klasztorowi w Mstowie. Czy we wsi stał wtedy zamek... ? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Tak jak wspomniała już wcześniej, pierwsza pisemna wzmianka o zamku pochodzi z 1390 roku, czyli w momencie kiedy ziemie te
Opolczyk przekazuje w lenno  zamek już był (nazywał się Bancowecz). Panem na zamku został Mikołaj Strzała protegowany Opolczyka. Ano wiemy, ze przechodził z rak do rąk. Był własnością Piotra z Marcinowic i Krystyna z Koziegłów.  Na przełomie XV i XVI wieku Morsko posiadali Włodkowie i im przypisuje się wybudowanie nowego murowanego zamku. Co ciekawe, kiedyś uważano, że zamki były dwa. Jeden "Bakowiec", drugi "Morsko". Jednak badania jednoznacznie potwierdziły że mowa jest o tym samym obiekcie. Jak wyglądał zamek ? Składał się z dwóch budynków mieszkalnych , które znajdowały się naprzeciw siebie. Miał one półkoliste baszty - jako pierwsze takie na Jurze. Jako, ze całość otoczona była murem obwodowym w środku powstał dziedziniec. Od wschodu znajdowało się przedzamcze z zabudową gospodarczą. Chronione było  wałem z palisadą i suchą fosą. Wjazdu na nie broniła za to okrągła baszta (nie zachowana do dzisiejszych czasów). Po drugiej stronie, od zachodu do skały przylegała studnia, z której korzystano wciągając wodę linami na skałę. Studnia znajduje się tam do dziś. Została jedyne "dla bezpieczeństwa"  częściowo zasypana. Zamek był bardzo nowoczesny jak na owe czasy. I trudny do zdobycia. Jednak nie był dość zabezpieczony przed artylerią - co jeszcze nie było mu potrzebne, ale co zdecydowało o jego zniszczeniu. W późniejszych latach zamkiem władali  Zborowscy, Brzescy i Giebułtowscy. Nie są znane dzieje warowni pod panowaniem tych rodów. Wiadomo natomiast, że w czasie potopu szwedzkiego zamek został poważnie uszkodzony przez Szwedów. Najpierw zamek został ograbiony, a później spalony. Po
wojnie, czyli od połowy XVII wieku zamek był już w ruinie, a właściciele go opuścili. Od XVII wieku aż do XIX wieś i ruiny dawnego zamku były własnością rodziny Heppenów. Około roku 1927 roku wzgórze z ruinami zamku kupił inż. architekt Witold Danielewicz Czeczott. I to właśnie on który wybudował tu przed 1933 rokiem dom przy wykorzystaniu murów zamkowych. To jeden z dwóch, lub trzech ( w zależności jak spojrzeć na kolejny)szpecących ruinę dobudówek. Po II wojnie światowej teren ten od wdowy po Czeczocie zakupiły Zabrzańskie Zakłady Naprawcze Przemysłu Węglowego i zorganizowały tu ośrodek wypoczynkowy. Na terenie średniowiecznej fortyfikacji i terenie przylegającym do niej zbudowano kawiarnię z tarasem. W środkowej części nasypu oddzielającego majdan od zamku w miejscu kolistego wzniesienia, będącego podstawą baszty obronnej systemu dojazdowego do zamku ustawiono wyciąg narciarski. W 1961 roku przeprowadzono konserwację ruin. Wówczas to podwyższono i zabezpieczono koronę murów opasujących szczyt skały. W dniu 7 października 1967 ruiny zostały wpisane do rejestru zabytków. W 1999 ośrodek wypoczynkowy wraz z ruinami zakupiła firma KEM z Dąbrowy Górniczej, która przy okazji generalnej przebudowy terenu ośrodka zadbała również o zagospodarowanie terenu wokół zamku.
Plan zamku górnego na podstawie rys. Bohdana Guerquina

Tak jak pisałam wcześniej, w tej chwili miejsce nie zachęca do odwiedzin. Może kiedyś coś się zmieni (mam taka nadzieję). Jednak zobaczyć je trzeba! Inaczej nie ma możliwości zobaczenia
wszystkich zamków na Jurze.

I na koniec legenda z Morska:
opowiada ona o rycerzu władającym zamkiem, który uwięził swoją córkę w lochu zamkowym, gdy ta zakochała się w ubogim chłopaku. Córka zmarła z głodu a młodzieniec postanowił się zemścić. Pod skałą zwaną Okiennikiem Wielkim zebrał ludzi i zaczął nękać zbójeckimi napadami mieszkańców zamku i okoliczną ludność. Pewnego dnia podczas burzy zaatakował warownię. W jej zdobyciu dopomogły mu pioruny, które nagle zaczęły bić w zamek niszcząc całą zabudowę i zabijając obrońców poza panem zamku. Wywleczono go z ruin i powieszono. Od tego czasu podczas burz w ruinach pojawia się postać wisielca, a jakby z głębi skały dochodzi szloch uwięzionej córki.


Zamek Bąkowiec na mapie: TU

piątek, 16 listopada 2018

Mirów. Majestatyczna ruina.

Ostatnio było o Bobolicach. Szczerze mówiąc żaden mój wpis do tej pory nie wywołał tylu kontrowersji. Oczywiście nie chodzi o mnie. Chodzi o sam zamek. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Idąc więc za ciosem dziś słów kilka o Mirowie. Bliźniaku Bobolic. Zamki mają podobną historię, wspólne duchy i legendy. Są baaaardzo blisko siebie (1,5 km zielonym szklakiem, ok 20 minut), stąd też pewnie legendy, które twierdzą, że łączy je podziemny, tajemny tunel.
Nikogo, chyba nie zdziwi jeśli powiem, ze zamek w Mirowie powstał w czasach Kazimierza Wielkiego. Do tej pory nie ujawniono żadnych dokumentów, które mówiły by dokładnie o początku historii zamku. Prawdopodobnie na początku był murowaną strażnica, podległa pod  swojego bliźniaka, Bobolice. Przypuszcza się, że na miejscu strażnicy, wcześniej istniały drewniane zabudowania warowne. Nie są to jednak potwierdzone źródłowo informacje. Strażnica szybko został rozbudowana do rozmiarów zamku. Była typową,  gotycką warownią, o tak zwanym wyżynnym charakterze. Jego układ architektoniczny był standardowy dla takich budowli. Składał się z zamku górnego, dolnego oraz z przedzamcza. Nie wyróżniał się więc niczym szczególnym. Został wzniesiony z łamanego kamienia wapiennego zespajanego zaprawą murarską z duża ilością białka zwierzęcego. Co też w tamtych czasach i w Zamek jakich na Jurze wiele. tamtych okolicach nie było niczym szczególnym. No dobrze, o początkach wiemy niewiele. Ale co działo się z nim dalej? Właściwie mogę w zasadzie zrobić teraz "kopiuj/wklej" z historii Olsztyna (TU) albo Bobolic (TU). Nie będzie więc niespodzianką, że zamek został oddany w lenno Władysławowi Opolczykowi. Oczywiście przez Ludwika Andegaweńskiego, w zamian za poparcie jego planów dynastycznych.  I tak jak pozostałe lenna Opolczyka został mu on odebrany pod koniec XIV wieku przez Władysława Jagiełłę. I tak zamek przechodził z rąk do rąk. Był własnością wielu rodów rycerskich. Warto wspomnieć o Myszkowskich herbu Jastrzębiec , którzy z zamku uczynili swą siedzibę i rozbudowali zamek. Podwyższyli  zamek i wybudowali wieżę mieszkalną. Musimy jednak pamiętać, że zamek który leży na skale ma ograniczone miejsce na rozbudowę. Więc
wkrótce, nawet rozbudowany obiekt, stał się dla nich zbyt mały. Znów przechodził z rąk do rąk. I dalej jego historia zbiega się z historią jego bliźniaka. Zamek ucierpiał podczas potopu szwedzkiego. Pomimo prób odbudowy nigdy nie odzyskał już dawnej świetności. Ostatecznie został opuszczony w 1787 roku. Od tego czasu miejscowi mieszkańcy zaczęli pozyskiwać z niego  materiał do budowy swoich gospodarstw. Dziś z zamku został zamek górny, z piękną wieżą oraz zamek dolny. Nie ma już podzamcza oraz muru obwodowego i fosy. Od 2006 roku coś jeszcze łączy Mirów z Bobolicami. Mają wspólnego właściciela - rodzinę Laseckich. Obecnie zamek nie jest dostępny dla zwiedzających (choć jeszcze niedawno można było do niego wejść), ze względu na ryzyko zawalenia się obiektu. Ponoć nie ma planów kompletnej odbudowy zamku jak w przepadku Bobolic. Jednak zamek będzie/jest zabezpieczany i ma być udostępniony do zwiedzania. Jedno jest pewne. To miejsce trzeba odwiedzić. Ja je będę na 100% obserwować i trzymać kciuki za to żeby odzyskał "piękne życie".
 


Zamek na mapie kliknij: TU